Zwierzęta postrzegane inaczej
Treść
Jeszcze dekadę temu interwencje podejmowane przez strażników miejskich, a związane ze zwierzętami, dotyczyły wyłącznie bezpańskich psów, które stanowiły zagrożenie dla mieszkańców miasta. Bo jak można przejść spokojnie, gdy sfora ujadających nierzadko słusznych rozmiarów czworonogów stoi ci na drodze. Teraz zgłaszane interwencje są zgoła inne i rzadko dotyczą zagrożenia dla przechodniów, lecz chęci udzielenia im pomocy.
„Głodny”
Pewnego dnia mieszkaniec jednego z osiedli poinformował strażników, że trzeba pomóc „bezdomnemu” psu, ponieważ ten w Jego opinii jest głodny. Gdy dociekliwy mundurowy w rozmowie telefonicznej zapytał dzwoniącego po czym poznał, że pies „ jest głodny”, usłyszał zaskakujące wyjaśnienie : „obserwuje go już ze cztery godziny, siedzi w jednym miejscu i nic nie jadł od tego czasu, ale jak podszedłem do niego z kawałkiem kiełbasy to łapczywie zjadł, więc musiał być bardzo głodny” – padło. Strażnik próbował wyprowadzić swoją tezę i podzielić się doświadczeniami w tym zakresie. A wiedzę ma dużą, bo posiadając dwa psy, które mają zawsze pełną michę ilekroć otwiera lodówkę to oba psy są obok niej. Gdy poczęstuje je kiełbasą wyciągniętą z lodówki, to łapczywie ją połykają. Czy jest to oznaka głodu - nie, tylko „ żebractwa”. Jednak mieszkaniec nie dał się przekonać do tezy i trzeba było kondycję czworonoga sprawdzić na miejscu.
Pies dał się poznać z dobrej strony. Na widok strażnika przewrócił się na plecy, dając mu wprost do zrozumienia, by ten podrapał go po tłustym brzuszku. Pies był zadbany, sympatyczny i nie było po nim widać żeby kiedykolwiek doskwierał mu głód. Po prostu liczył na zainteresowanie swoim losem mieszkańców osiedla, a smakołyki dostarczane przez „zaniepokojonych” sąsiadów połykał w mig. Ponieważ nie miał breloczka mundurowi postanowili go zabrać z tego miejsca. Gdy wrócili z klatką do odłowienia pies wyczuł, co się święci. Pospiesznie oddalił się w kierunku zabudowań jednorodzinnych. Pewnie wrócił do swojej standardowej miski z suchą karmą…..
„Koza na gigancie”
Strażnicy otrzymali telefoniczne zgłoszenie, że po siedlisku chodzi bezdomna koza, a zbliża się zima i nie będzie miała co jeść. Na miejscu okazało się, że przy drodze pasie się męski osobnik kozy - nazywany „capem”. Ponieważ nie dało się go „wylegitymować” , mundurowi próbowali ustalić dane właściciela, rozpytując okolicznych mieszkańców. Capek ilekroć do niego ktoś się zbliżył na odległość kilku metrów dawał nogę, pozostawiając daleko w tyle osoby próbujące mu pomóc. Po kilku dniach okazało się , że zwierze wcale nie jest bezdomne. Udało się odnaleźć właściciela, ale i On miał znaczne trudności z ujęciem zwierzęcia. Właściciel twierdził, że capek już tak ma, chodzi własnymi ścieżkami i za nic ma przywiązanie do miejsca zamieszkania……
„ Miejskie jeże”
Zaniepokojony mieszkaniec jednego z osiedli zadzwonił do Straży Miejskiej. Zaalarmował, że przy bloku leży… jeż. Podał, że żyje i trzeba mu pomóc, bo może być schorowany oraz dziwnie się zachowuje. Jak wszyscy wiemy jeż jest dziko żyjącym gatunkiem chronionym. Co najważniejsze, hibernują ,czyli potocznie mówiąc, zapadają w sen zimowy. Miasto jest również ich naturalnym środowiskiem. A może po prostu w tym wypadku jeżyk najadł się sfermentowanych jabłek przy miejscowym śmietniku i miał odlot… Jak piszą w mądrych publikacjach: „przenosiny do lasu w trudnym jesiennym okresie to dla jeża to wątpliwa przysługa”.
„Niedzielne spotkanie”
Około godziny 3.00 w niedzielę przy tzw. pasażu w Suchej Beskidzkiej pojawiły się dwie łanie. Być może straciły rachubę i przyszły na zakupy w niedzielę niehandlową? Trudno powiedzieć, bo rozmowne nie były. Spacerowały wzdłuż deptaku , skubiąc trawkę i rozglądały się wokół siebie. Dlaczego zapuściły się tak daleko od domu (lasu)? Nie wiadomo. Czy przyciągnęły je świecące neony i reklamy pobliskich sklepów, czy liczyły na wsparcie ich właścicieli…? Chyba musimy się przyzwyczaić do tego, że nawet w centrum miasta możemy się natknąć na zwierzęta, żyjące do tej pory w lesie…