Wiadomości

Wtorek, 3 listopada 2020

Zwierzęta postrzegane inaczej

„Głodny”

Pewnego dnia mieszkaniec jednego z osiedli poinformował strażników, że trzeba pomóc „bezdomnemu” psu, ponieważ ten w Jego opinii  jest głodny.  Gdy dociekliwy mundurowy w rozmowie telefonicznej zapytał dzwoniącego po czym poznał, że pies „ jest głodny”, usłyszał  zaskakujące wyjaśnienie : „obserwuje go już ze cztery godziny, siedzi  w jednym miejscu i nic nie jadł od tego czasu, ale jak podszedłem do niego z kawałkiem kiełbasy  to łapczywie zjadł, więc musiał być  bardzo głodny” – padło.  Strażnik próbował wyprowadzić swoją tezę i  podzielić się doświadczeniami w tym zakresie.  A wiedzę ma dużą, bo posiadając dwa psy, które mają zawsze pełną michę  ilekroć otwiera lodówkę to oba psy są obok niej. Gdy poczęstuje je kiełbasą  wyciągniętą z lodówki,  to łapczywie ją połykają. Czy jest to oznaka głodu - nie, tylko „ żebractwa”. Jednak mieszkaniec  nie dał się przekonać do  tezy  i trzeba było kondycję  czworonoga sprawdzić na miejscu.

Pies dał się poznać  z dobrej strony. Na widok strażnika przewrócił się na plecy, dając mu wprost do zrozumienia, by ten podrapał  go  po  tłustym brzuszku. Pies był zadbany, sympatyczny  i nie było po nim widać żeby kiedykolwiek doskwierał mu głód. Po prostu liczył na zainteresowanie swoim losem  mieszkańców osiedla, a smakołyki dostarczane przez „zaniepokojonych” sąsiadów połykał w mig. Ponieważ nie miał breloczka  mundurowi   postanowili go zabrać z tego miejsca. Gdy wrócili z klatką do odłowienia pies wyczuł, co się święci. Pospiesznie oddalił się w kierunku zabudowań jednorodzinnych. Pewnie wrócił do swojej standardowej miski z  suchą karmą…..

„Koza na gigancie”

 Strażnicy  otrzymali telefoniczne zgłoszenie, że po siedlisku chodzi bezdomna koza, a zbliża się zima i nie będzie miała co jeść.  Na miejscu okazało się, że przy drodze pasie się męski osobnik kozy  - nazywany „capem”. Ponieważ nie dało się go „wylegitymować” , mundurowi próbowali  ustalić dane właściciela, rozpytując okolicznych mieszkańców. Capek ilekroć do niego ktoś się zbliżył na odległość kilku metrów dawał nogę, pozostawiając daleko w tyle osoby próbujące mu pomóc.  Po  kilku dniach okazało się , że zwierze wcale nie jest bezdomne. Udało się odnaleźć  właściciela, ale i On miał znaczne trudności z ujęciem zwierzęcia.  Właściciel twierdził, że  capek już tak ma,  chodzi własnymi  ścieżkami  i za nic ma przywiązanie do miejsca zamieszkania……

„ Miejskie jeże”

Zaniepokojony mieszkaniec jednego z osiedli  zadzwonił do Straży Miejskiej. Zaalarmował,  że przy bloku leży…  jeż. Podał, że żyje i trzeba mu pomóc, bo może być schorowany oraz dziwnie się zachowuje. Jak wszyscy wiemy jeż  jest dziko żyjącym gatunkiem chronionym.  Co najważniejsze, hibernują ,czyli potocznie mówiąc, zapadają w sen zimowy. Miasto  jest również  ich naturalnym środowiskiem. A może po prostu w tym wypadku jeżyk  najadł się  sfermentowanych jabłek przy miejscowym śmietniku i miał  odlot…  Jak piszą w mądrych publikacjach:  „przenosiny do lasu w trudnym jesiennym okresie to dla jeża to wątpliwa przysługa”.

„Niedzielne spotkanie”

Około godziny 3.00 w niedzielę przy tzw. pasażu w Suchej Beskidzkiej pojawiły się dwie łanie. Być może straciły rachubę i przyszły na zakupy w niedzielę niehandlową? Trudno powiedzieć, bo rozmowne nie były. Spacerowały wzdłuż deptaku , skubiąc  trawkę i rozglądały się wokół siebie. Dlaczego zapuściły się tak daleko od domu (lasu)? Nie wiadomo.  Czy przyciągnęły je świecące neony i reklamy pobliskich sklepów, czy  liczyły na wsparcie ich właścicieli…? Chyba musimy się przyzwyczaić do tego, że nawet w centrum miasta możemy się natknąć na zwierzęta, żyjące do tej pory w lesie…