„Głodny”
Pewnego dnia mieszkaniec jednego z osiedli poinformował strażników, że trzeba pomóc „bezdomnemu” psu, ponieważ ten w Jego opinii jest głodny. Gdy dociekliwy mundurowy w rozmowie telefonicznej zapytał dzwoniącego po czym poznał, że pies „ jest głodny”, usłyszał zaskakujące wyjaśnienie : „obserwuje go już ze cztery godziny, siedzi w jednym miejscu i nic nie jadł od tego czasu, ale jak podszedłem do niego z kawałkiem kiełbasy to łapczywie zjadł, więc musiał być bardzo głodny” – padło. Strażnik próbował wyprowadzić swoją tezę i podzielić się doświadczeniami w tym zakresie. A wiedzę ma dużą, bo posiadając dwa psy, które mają zawsze pełną michę ilekroć otwiera lodówkę to oba psy są obok niej. Gdy poczęstuje je kiełbasą wyciągniętą z lodówki, to łapczywie ją połykają. Czy jest to oznaka głodu - nie, tylko „ żebractwa”. Jednak mieszkaniec nie dał się przekonać do tezy i trzeba było kondycję czworonoga sprawdzić na miejscu.
Pies dał się poznać z dobrej strony. Na widok strażnika przewrócił się na plecy, dając mu wprost do zrozumienia, by ten podrapał go po tłustym brzuszku. Pies był zadbany, sympatyczny i nie było po nim widać żeby kiedykolwiek doskwierał mu głód. Po prostu liczył na zainteresowanie swoim losem mieszkańców osiedla, a smakołyki dostarczane przez „zaniepokojonych” sąsiadów połykał w mig. Ponieważ nie miał breloczka mundurowi postanowili go zabrać z tego miejsca. Gdy wrócili z klatką do odłowienia pies wyczuł, co się święci. Pospiesznie oddalił się w kierunku zabudowań jednorodzinnych. Pewnie wrócił do swojej standardowej miski z suchą karmą…..
„Koza na gigancie”
Strażnicy otrzymali telefoniczne zgłoszenie, że po siedlisku chodzi bezdomna koza, a zbliża się zima i nie będzie miała co jeść. Na miejscu okazało się, że przy drodze pasie się męski osobnik kozy - nazywany „capem”. Ponieważ nie dało się go „wylegitymować” , mundurowi próbowali ustalić dane właściciela, rozpytując okolicznych mieszkańców. Capek ilekroć do niego ktoś się zbliżył na odległość kilku metrów dawał nogę, pozostawiając daleko w tyle osoby próbujące mu pomóc. Po kilku dniach okazało się , że zwierze wcale nie jest bezdomne. Udało się odnaleźć właściciela, ale i On miał znaczne trudności z ujęciem zwierzęcia. Właściciel twierdził, że capek już tak ma, chodzi własnymi ścieżkami i za nic ma przywiązanie do miejsca zamieszkania……
„ Miejskie jeże”
Zaniepokojony mieszkaniec jednego z osiedli zadzwonił do Straży Miejskiej. Zaalarmował, że przy bloku leży… jeż. Podał, że żyje i trzeba mu pomóc, bo może być schorowany oraz dziwnie się zachowuje. Jak wszyscy wiemy jeż jest dziko żyjącym gatunkiem chronionym. Co najważniejsze, hibernują ,czyli potocznie mówiąc, zapadają w sen zimowy. Miasto jest również ich naturalnym środowiskiem. A może po prostu w tym wypadku jeżyk najadł się sfermentowanych jabłek przy miejscowym śmietniku i miał odlot… Jak piszą w mądrych publikacjach: „przenosiny do lasu w trudnym jesiennym okresie to dla jeża to wątpliwa przysługa”.
„Niedzielne spotkanie”
Około godziny 3.00 w niedzielę przy tzw. pasażu w Suchej Beskidzkiej pojawiły się dwie łanie. Być może straciły rachubę i przyszły na zakupy w niedzielę niehandlową? Trudno powiedzieć, bo rozmowne nie były. Spacerowały wzdłuż deptaku , skubiąc trawkę i rozglądały się wokół siebie. Dlaczego zapuściły się tak daleko od domu (lasu)? Nie wiadomo. Czy przyciągnęły je świecące neony i reklamy pobliskich sklepów, czy liczyły na wsparcie ich właścicieli…? Chyba musimy się przyzwyczaić do tego, że nawet w centrum miasta możemy się natknąć na zwierzęta, żyjące do tej pory w lesie…